Dotarła do tego gorącego, upalnego miejsca. Niezbyt podobała jej się panująca tu temperatura, ale wiedziała, po co tu jest: a była tu chyba głównie po to, ażeby znaleźć trochę białej trawy. Znalazłszy się w nowym miejscu, nie miała tu żadnych ususzonych lub utrzymanych w świeżości roślin i należało takowe teraz zebrać - leków przecież nie weźmie z pustki, prawda..? Przewędrowała część sawanny, aż znalazła się wśród drzew rosnących w niewielkiej grupce, a dających choć tyle upragnionego cienia, co by można było tę chwilę odpocząć i zabrać się znów za szukanie. Ułożyła się więc wygodnie, krzyżując elegancko przednie łapy i zamyśliła się.

Aura, jak to miał w zwyczaju, unosił się delikatnie nad ziemią, powoli gnając przed sobą, siedział wyprostowany, a oczy miał, jak zwykle, zamknięte. Jemu tutejszy klimat ani trochę nie przeszkadzał, nawet i pasowało mu to, jak ciepło potrafi być w tym miejscu. Przypominało mu nieco dom... chociaż i tak daleko tej krainie było do jego rodzinnego kraju. Wachlarze nad jego grzbietem drgnęły, a anergia zakręciła się raz w malowniczym tańcu, po czym ucichła.

W pierwszej chwili nie zauważyła, że jest tu sama. Cóż.. Jeśli o czujność chodzi, to różnie bywało z Feindschaft. Zazwyczaj zauważała zagrożenie, ale teraz.. Zbyt ciepło jej było. Dopiero jakiś czas później dojrzała psa, który.. ojej. On unosił się nad ziemią? Przechyliła lekko biały łeb, zadowolona. Słońce odbijające się w jej futrze mogło oślepiać.
- Ave. - Odezwała się, przyglądając się mu z zaciekawieniem.

Oświecony nie zdawał się zwracać większej uwagi na obecną tu suczkę. Nie skinął jej głową, nie odezwał się. Brak szacunku? Nie, on szanował każdą żywą istotę. Wiedział też, że samica to zrozumie... wystarczyło na niego spojrzeć, jak jasny blask bił od jego osoby. Jak równowaga i spokój przepełniały przestrzeń wokół niego. Zatrzymał się, lewitując teraz w jednym miejscu.

Z tego dziwnego, niepokojącego miejsca, jakie było pole na którym gdzieniegdzie leżały zwłoki jakiś zwierząt i które pewnie było już daleko za nią, suka tym razem znalazła się na sawannie, a u jej boku szczur albinos, który biegł tuż obok jej łap. Temperatura panująca tutaj wcale jej nie odpowiadała. Było tu o wiele za gorąco, a do tego to grube futro, które było przystosowane do niskich temperatur w tej chwili w cale jej nie pomagało. Nagle na horyzoncie pojawiły się dwie obce Drown sylwetki. To przecież wiadome, że obce, bo jak na razie udało jej się poznać jedynie dwa psy, które najprawdopodobniej zostały w tym samym miejscu, w którym ich opuściła.
- Hej. - przywitała się, gdy była już blisko. Usiadła sobie gdzieś nieopodal, wlepiając swój ciekawski wzrok w sylwetkę psa, który unosił się nad ziemią i od którego bił blask.

Aura poruszył przednimi łapami, łącząc je ze sobą w okolicy klatki piersiowej, by zaraz wyciągnąć je przed siebie, oddychając przy tym głębiej. Mamrotał przy tym cicho pod nosem, powtarzając Mantrę. Odetchnął ponownie, powoli zniżając się ku ziemi. - Pokój. - Krótko i rzeczowo, przywitał się i jednocześnie nakazał.

Z zaciekawieniem przyglądała się temu, co robił samiec, czyli to, jak zniżał się coraz bardziej ku ziemi.
- Tak, pokój. - zwróciła się do psa, lekko się uśmiechając. -Ja również potrafię lewitować. - na samą myśl o tym, aż chciała spróbować, aby kolejny raz doznać tego uczucia, jednak w tej chwili byłoby to nie rozsądne. - Nie potrafię utrzymać się nad ziemią na tak długo i robić tego kiedy najdzie mnie taka ochota. Niestety. - na chwilę uśmiech zszedł z pyska suki, ale po chwili znowu powrócił, przypominając sobie o czymś innym. - Masz jakieś imię? Ja jestem Drown.

Trochę rozgadana była, ale jemu to nie przeszkadzało. - Aura. - Przedstawił się, jedynie tę kwestię poruszając ze słów suczki.

- Spoko. Miło poznać. - odpowiedziała, kładąc się na ziemi i pozwalając, aby dajmon wdrapał jej się na plecy. - Coś małomówny jesteś. - westchnęła. Coś czuła, że ciężko jej będzie ciągnąć z nim rozmowę, ale może z czasem się otworzy? - Długo tutaj jesteś? - spytała.

Małomówność była wspaniałą cechą. Po co miał dużo mówić? Sama jej aura mówiła mu dużo o jej osobie. Odetchnął tylko głębiej, powoli opadając na ziemię. Podniósł się z siadu, ale oczu dalej nie otworzył. Wciąż nie patrzył na żadną z obecnych. - Nie, nie jestem tu długo. Właśnie przybyłem.

Zaraz zjawiła się jeszcze suczka, której nie znała. Popatrzyła przez chwilę na psy i stwierdzając, że nic tu po niej, ruszyła w drogę powrotną. Trawy nie znalazła, a i nieznajome psy nie wydały jej się aż na tyle interesujące, by zostać lub chociażby się odezwać.

[zt]

Przylazł. W sumie powinien powoli wracać do legowiska, robiło się ciemno, zimno. A on był już trochę zmęczony. Alan na przykład spał na jego grzebiecie. Zobaczył jakiegoś szczeniaka, szczeniaki nie są groźne. Szczeniaki nigdy niczego nie wiedziały. Podbiegł do niej, ale nagłe przyspieszenie sprawiło, że wiewiórka ledwo zdążyła się czegoś złapać. Dobrze, że dajmon był przyzwyczajony do takich sytuacji. Mahzun stanął przed suczką. -Hej.- powiedział siadając i owijając swoje łapy ogonem.

-Jestem Mahzun, a ty?- zapytał machając lekko ogonem na boki. - Co tu robisz? Czemu jesteś sama?- łatwiej jest wypytywać o wszystko innego szczeniaka, ma się wtedy wrażenie, że rozmawiasz z kimś, kto również nie ma całej wiedzy, jak dorośli.
-A, no i to jest Alan.- wskazał na burunduka, który zeskoczył z jego pleców i usiadł obok.

-Miło mi.- uśmiechnął się. -A nie możesz go.. hmm.. obudzić?- no jeżeli jest głodna, a sama by sobie nie poradziła to czemu nie. Oczywiście, nie sądził, żeby sobie nie poradził. Sam daje radę, więc ona też by mogła. Burunduk, wciąż zmęczony położył się między łapami a ogonem psa i skulił w małą kulkę by ponownie zasnąć i jednocześnie ogrzać się.

-Brzmi to sensownie.- wzruszył ramionami. Spojrzał na króliki, które wypatrzyła. -Jasne.- dobrze byłoby coś zjeść przed spaniem. -Panie przodem.- odparł. Wstał, lekko ugiął przednie łapy, by pyskiem ruszyć w stronę ofiar zapraszającym gestem.

Nagle zaczął uciekać, wydawało mu się, że w ciemność coś zobaczył. Że zobaczył Ich.
zt.

{sorki, muszę udostępnić mamie kompa ;-;}